POOPOOPAPER

09:52

Kiedy wpadnie Wam do głowy, by w okolicy Chiang Mai wybrać się do "sanktuarium" tygrysów, to w ostatniej chwili, kiedy już będziecie stać przed bramą by wejść do tego królestwa zwierząt faszerowanych narkotykami, możecie jeszcze zmienić zdanie. Skręćcie wtedy w lewo i wybierzcie się do POOPOOPAPER. Co można robić z kupy słoni? Oczywiście magic mashroom, ale możecie też wyprodukować... papier! Fabryka papieru z kupy jest dosyć mało znanym miejscem, ze względu na to, że zostało otwarte dosyć niedawno. Natrafiłam na nie przeglądając blogi podróżnicze, a później znalazłam w moim hostelu ulotkę z tego oto miejsca.


POOPOOPAPER jest oddalone od centrum Chiang Mai o jakieś 40 minut jazdy skuterem. Łatwo tam trafić przy pomocy Google Maps, a do tego od momentu zjechania z głównej drogi często pojawiały się drogowskazy. Fabryka ma swój parking, na którym możecie bezpiecznie zostawić swój pojazd, zamiast porzucać go na poboczu. Miejsce wygląda dosyć niepozornie. Zza wysokiego ogrodzenia wyłaniają się jedynie dachy z trzciny i małe wejście, gdzie od razu rzucą się Wam w oczy kartki, zeszyty i zakładki do książek. Zostawcie jednak kupowanie pamiątek na koniec i skierujcie się w prawo, by za 100 TBH zakupić wejście z przewodnikiem. Jeśli przyjdziecie w grupie, to dostaniecie jednego przewodnika, jeśli przyjdziecie sami, tak jak ja, to też dostaniecie jednego przewodnika. W taki oto sposób za 11 zł otrzymałam prywatną wycieczkę. Najpierw wybieracie się do koszy z suchymi kupami. Jest kupa krowy, konia, słonia i do tego jeszcze włókno z kokosa. Ze wszystkich tych produktów można wykonać papier. Wy wyprodukujecie jeden z odchodów słonia.



Jeśli jesteście jeszcze głodni i przed śniadaniem, to zapraszam Was serdecznie na ugotowanie zupy z kupy. Bierzecie garść odchodów, następnie czyścicie ją za pomocą sita (wygląda jak siatka do łapania motyli) w trzech różnych zbiornikach. Kiedy Wasza kupa jest już względnie czysta, to czas wrzucić ją do gara i gotować przez 6 godzin. Możecie akurat wrócić po to na lunch.


Następnie takie ugotowane włókno suszy się przez kilka kolejnych godzin na słońcu (w porze deszczowej chowają je pod zadaszeniem, by nie mokło). Kiedy już jest wysuszone, to specjalna maszyna miesza produkt słoniowy wraz z makulaturą (80% kupa, 20% makulatura) i tworzy się mokrą kulę wielkości dwóch pięści. Taką kulę przenosimy nad siatkę do papieru i rozkładamy włókno równomiernie na powierzchni całej ramki. Dla początkującego (czyli dla mnie) wcale nie było to takie łatwe i moja połowa, w porównaniu do połowy zrobionej przez panią przewodnik, wyglądała jak góry i doliny. Na pocieszenie usłyszałam, że jak na pierwszy raz to i tak wygląda całkiem nieźle. Po drodze mijacie wiele takich "okienek", które suszą się, by po kilku godzinach ściągnąć z nich kartkę papieru.





Ja i moja kartka papieru. 

Ostatnim punktem zwiedzania jest "Zrób to sam". Mnie strasznie cieszą takie rzeczy, mogę znowu poczuć się jak na lekcji plastyki w podstawówce. Możecie sami ozdobić zakładkę do książki, pokrowiec na paszport, czy pamiętnik. Ceny zarówno tych pamiątek, jak i tych w sklepie, który minęliście wchodząc do fabryki, są drogie jak na Tajlandię, ale podobne do tych Europejskich. Za własnoręcznie robioną zakładkę zapłaciłam około 5 złotych. Za taką samą cenę możecie nabyć magnes, brelok, czy kartkę pocztową, ale notes już za 20. Dla mnie jednak warto wydać trochę więcej, a mieć niepowtarzalne pamiątki, bo w jakim innym miejscu kupicie magnes zrobiony z kupy? Cała wycieczka wraz z częścią "zrób to sam" zajęła mi około godziny. Myślę, że jeśli będziecie w większej grupie, to możecie spędzić tam dwa razy więcej czasu, bo przecież każdy chce zrobić swój własny arkusz papieru! Stronę obiektu możecie znaleźć tutaj, a to ich Facebook.

 Suche włókno 


 Makulatura wykorzystywana do tworzenia papieru (20% składu).


 Kula, z której tworzy się arkusz papieru. 

 Siatki do nakładanie kuli z poprzedniego zdjęcia. 

 Własnoręcznie robiona zakładka. 





Zobacz również

0 komentarze