W kraju, w którym każdy ma po kilka samochodów, a droga wiodąca przez centrum miasta składa się z siedmiu pasów w jedną stronę, można być zaskoczonym obecnością transportu publicznego. Nie mniej jednak taki istnieje, a że poruszam się tylko nim, to postanowiłam Wam trochę opowiedzieć o tym niezbyt znanym zjawisku.
Zacznijmy może od Dubaju, bo tu spędziłam jak do tej pory najwięcej czasu i najwięcej jeździłam. W Dubaju znajdziecie trzy rodzaje pojazdów, na wszystkie z nich obowiązuje jeden rodzaj biletu. Są pociągi (przez mieszkańców nazywane metrem, chociaż jest nad ziemią, a nie pod nią), tramwaje i autobusy. Bilet to plastikowa karta, którą możecie kupić od razu na lotnisku na stoisku RTA (takie nasze MPK), bądź też na każdej stacji metra w budce z informacją. Koszt karty to 25 AED, z czego 19 macie na wykorzystanie na przejazdy. Jakie są ceny przejazdów? To jest dla mnie dalej zagadką. Standardowo powinno kasować 3, 5, lub 7 AED w zależności od długości trasy, ale mi raz ściągnęło z karty 4 AED, a kilka razy nic, gdy się przesiadałam w inny autobus. Czasami jednak musiałam zapłacić, gdy zmieniałam transport, więc jak do tej pory nie potrafię wyjaśnić ile dokładnie zapłacicie za dany przejazd, jednak nie będzie to więcej niż 7 AED. Swoją kartę możecie doładować na każdej stacji metra, na każdym przystanku tramwajowym i na części przystanków autobusowych. Najmniejsza kwota doładowania to 5 AED.
Metro/ Pociąg: Są dwie linie metra- czerwona i zielona. Poruszają się oczywiście w dwie strony, a w godzinach szczytu podjeżdżają na przystanek co 2-5 minut. By wejść na stację musicie odbić swoją kartę na bramkach, które są bacznie pilnowane przez ochronę (która w sumie wygląda jak wojsko). Następnie wybieracie kierunek, w którym chcecie się wybrać i zgodnie z tym kierujecie się na ruchome schody z prawej, bądź też lewej strony. Na górze czekacie już na swój pociąg. Peron jest oddzielony od torów szklaną ścianą z ruchomymi drzwiami, które pokrywają się idealnie z drzwiami pociągu. Pociąg podzielony jest na trzy części: złotą- dla vipów, srebrną - dla wszystkich, i różową- dla kobiet i dzieci (mężczyzna przebywający w tym wagonie może zostać ukarany mandatem do 100 AED). Z dziwnych zakazów, to w pociągu nie wolno żuć gumy. Widziałam już zakaz tańczenia na rurze, ale żucia gumy? Po wyjściu z metra pokonujecie dokładnie odwrotna drogę, również przechodząc przez bramkę, która pokaże Wam pobraną za przejazd kwotę.
Z pociągu możecie się szybko przesiąść na tramwaj. Przystanki tramwajowe to przeszklone poczekalnie, które, tak jak pociągi, są oddzielone od torów szklaną ścianą i ruchomymi drzwiami. Tramwaje jeżdżą średnio co 10-15 minut i jest tylko jedna linia. W tym przypadku bilet należy skasować na czytniku umieszczonym na pomarańczowym stojaku zanim jeszcze wejdziemy do pojazdu. Nie ma możliwości odbicia karty już po wejściu do tramwaju. Tutaj też następuje podział taki jak w metrze, gdzie mamy obszar tylko dla kobiet i dzieci. Ja osobiście uważam to za ogromny plus, bo chociaż przez tą chwilę nie muszę się przejmować spojrzeniami mężczyzn, często patrzących na mnie jak na mięso, nawet pomimo faktu, że nie ubieram się wyzywająco. Do tego częściej można tu trafić na wolne miejsce siedzące, niż w tej strefie 'mieszanej', a kobiety potrafią we dwie dzielić ze sobą jedno siedzenie. Czuć tam przyjazną atmosferę, każda się do siebie uśmiecha i zawsze można poprosić którąś o pomoc. Mieszkańcy generalnie są nastawieni negatywnie na tą pojedynczą linię tramwajową, dlatego że ciągnie się on głównie wzdłuż Mariny, jest powolna, a do tego powoduje korki i wiele wypadków.
Na koniec pozostawiam busy. Nie jest to mój ulubiony środek transportu. Klimatyzacja zawsze działa średnio (to bardziej nawiew, niż AC), jeśli się zagapisz, to kierowca nie zatrzyma się na Twoim przystanku, bo wszystkie są na żądanie, a do tego nie można zawsze i wszędzie doładować karty. Jeżdżą one jednak w miejsca, gdzie pociągi i tramwaje nie dojadą. Jedną z takich tras jest droga autobusu numer 8, który przemieszcza się wzdłuż wybrzeża i zabiera nas z Mariny, aż do starej części miasta. Większość przystanków jest zamknięta i klimatyzowana, ale nie wszystkie. Część to po prostu słupek postawiony przy drodze bez żadnego schronienia przed słońcem. Same budki autobusowe kształtem przypominają te tramwajowe (wszystkie są w kształcie półkola, czy też jeśli wolicie- litery D), ale techniką od nich znacznie odbiegają. Drzwi często są zepsute, klimatyzacja nie zawsze działa, ale czasami w środku można nawet trafić na automat z kawą. Bilety kasujemy po wejściu do autobusu i przed wyjściem z niego musimy je ponownie przyłożyć do maszyny, by zabrało nam odpowiednią ilość dirhamów. Widać, że ten środek komunikacji jest przez miasto najmniej dopieszczany i traktowany trochę jako środek dla niższej klasy pracowniczej.
W każdym z tych środków transportu jest przeokropnie zimno. Zwłaszcza w autobsach to doskwiera, gdyż ich nawiew jest skierowany wprost na pasażerów, więc nie dość, że zimno, to jeszcze wieje. Ja przy każdej dłuższej trasie czuje się jak sopel lodu, a pozostali pasażerowie wyglądają na totalnie niewzruszonych faktem, że wieje i mrozi. Może zabrzmi to komicznie, ale weźcie ze sobą kurtki, albo bluzy do kraju, w którym normalnie jest 40 stopni.
Połączenia budynku od metra, czy tramwaju, z budynkiem centrum handlowego to często spacer na 10 minut. Oczywiście w klimatyzowanych tunelach, z ruchomymi "chodnikami", takimi jakie można spotkać na lotnisku. Z lewej strony takiego chodnika idziemy, a z prawej stoimy. Ta sama zasada, co na ruchomych schodach, ale niekoniecznie się do tego ktokolwiek stosuje i często lepiej wybrać zwykłą część korytarza, by nie przepychać się przez stojących na ślimaku ludzi. Nie mniej jednak rzecz bardzo przydatna i poza godzinami szczytu może znacznie przyspieszyć podróż przez te długie tunele.
Na Dubai Marina możecie też na tym samym bilecie popłynąć promem wzdłuż kanału. Za jeden przystanek zapłaciłam 5AED, a za dwa- 11. Jest to fajna opcja, jeśli macie ochotę za małe pieniądze popływać po kanale. Można również wybrać się promem RTA na Wyspę Palmową, jednak ta przyjemność kosztuje już 50 AED. Mimo, może się wydawać, wysokiej ceny jak za komunikację miejską, ta wycieczka jest dalej cztery do pięciu razy tańsza, niż wykupione przejazdy u innych firm, a przecież widzicie dokładnie to samo.
W Abu Dhabi natomiast poruszałam się tylko i wyłącznie autobusami. Poza kilkoma potknięciami na początku, gdzie nikt na stacji nie potrafił mi powiedzieć gdzie jest mój przystanek i jaki bilet powinnam kupić, to transport działa całkiem sprawnie. Bilet kupujecie w maszynie z napisem TICKETS, a nie u Pana przy ladzie, bo on tam wyrabia tylko takie karty stałe, ze zdjęciem i tylko jeśli macie lokalny dowód osobisty. Następnie musicie wyjść bokiem dworca, by trafić na przystanek autobusu miejskiego, a nie podmiejskiego, czy międzymiastowego.
Transport tutaj to w głównej mierze autobusy. Możecie się łatwo zorientować w transporcie dzięki mapce zamieszczonej na stronie komunikacji miejskiej. Nie ma na niej co prawda zaznaczonych przystanków autobusowych, ale tu na pomoc przyjdą Wam już kierowcy, albo Google Maps.
Również ceny za przejazd są zupełnie inne. Bardzo się zdziwiłam, kiedy Pan, który pomagał mi kupić bilet, powiedział, że doładowanie za 10 AED w zupełności wystarczy, bym mogła jeździć przez cały dzień. Okazało się, że miał rację, bo jeden przejazd kosztuje 2AED. Kto by pomyślał, że ceny w stolicy będą niższe, niż w Dubaju.
Zacznijmy może od Dubaju, bo tu spędziłam jak do tej pory najwięcej czasu i najwięcej jeździłam. W Dubaju znajdziecie trzy rodzaje pojazdów, na wszystkie z nich obowiązuje jeden rodzaj biletu. Są pociągi (przez mieszkańców nazywane metrem, chociaż jest nad ziemią, a nie pod nią), tramwaje i autobusy. Bilet to plastikowa karta, którą możecie kupić od razu na lotnisku na stoisku RTA (takie nasze MPK), bądź też na każdej stacji metra w budce z informacją. Koszt karty to 25 AED, z czego 19 macie na wykorzystanie na przejazdy. Jakie są ceny przejazdów? To jest dla mnie dalej zagadką. Standardowo powinno kasować 3, 5, lub 7 AED w zależności od długości trasy, ale mi raz ściągnęło z karty 4 AED, a kilka razy nic, gdy się przesiadałam w inny autobus. Czasami jednak musiałam zapłacić, gdy zmieniałam transport, więc jak do tej pory nie potrafię wyjaśnić ile dokładnie zapłacicie za dany przejazd, jednak nie będzie to więcej niż 7 AED. Swoją kartę możecie doładować na każdej stacji metra, na każdym przystanku tramwajowym i na części przystanków autobusowych. Najmniejsza kwota doładowania to 5 AED.
Z pociągu możecie się szybko przesiąść na tramwaj. Przystanki tramwajowe to przeszklone poczekalnie, które, tak jak pociągi, są oddzielone od torów szklaną ścianą i ruchomymi drzwiami. Tramwaje jeżdżą średnio co 10-15 minut i jest tylko jedna linia. W tym przypadku bilet należy skasować na czytniku umieszczonym na pomarańczowym stojaku zanim jeszcze wejdziemy do pojazdu. Nie ma możliwości odbicia karty już po wejściu do tramwaju. Tutaj też następuje podział taki jak w metrze, gdzie mamy obszar tylko dla kobiet i dzieci. Ja osobiście uważam to za ogromny plus, bo chociaż przez tą chwilę nie muszę się przejmować spojrzeniami mężczyzn, często patrzących na mnie jak na mięso, nawet pomimo faktu, że nie ubieram się wyzywająco. Do tego częściej można tu trafić na wolne miejsce siedzące, niż w tej strefie 'mieszanej', a kobiety potrafią we dwie dzielić ze sobą jedno siedzenie. Czuć tam przyjazną atmosferę, każda się do siebie uśmiecha i zawsze można poprosić którąś o pomoc. Mieszkańcy generalnie są nastawieni negatywnie na tą pojedynczą linię tramwajową, dlatego że ciągnie się on głównie wzdłuż Mariny, jest powolna, a do tego powoduje korki i wiele wypadków.
Na koniec pozostawiam busy. Nie jest to mój ulubiony środek transportu. Klimatyzacja zawsze działa średnio (to bardziej nawiew, niż AC), jeśli się zagapisz, to kierowca nie zatrzyma się na Twoim przystanku, bo wszystkie są na żądanie, a do tego nie można zawsze i wszędzie doładować karty. Jeżdżą one jednak w miejsca, gdzie pociągi i tramwaje nie dojadą. Jedną z takich tras jest droga autobusu numer 8, który przemieszcza się wzdłuż wybrzeża i zabiera nas z Mariny, aż do starej części miasta. Większość przystanków jest zamknięta i klimatyzowana, ale nie wszystkie. Część to po prostu słupek postawiony przy drodze bez żadnego schronienia przed słońcem. Same budki autobusowe kształtem przypominają te tramwajowe (wszystkie są w kształcie półkola, czy też jeśli wolicie- litery D), ale techniką od nich znacznie odbiegają. Drzwi często są zepsute, klimatyzacja nie zawsze działa, ale czasami w środku można nawet trafić na automat z kawą. Bilety kasujemy po wejściu do autobusu i przed wyjściem z niego musimy je ponownie przyłożyć do maszyny, by zabrało nam odpowiednią ilość dirhamów. Widać, że ten środek komunikacji jest przez miasto najmniej dopieszczany i traktowany trochę jako środek dla niższej klasy pracowniczej.
W każdym z tych środków transportu jest przeokropnie zimno. Zwłaszcza w autobsach to doskwiera, gdyż ich nawiew jest skierowany wprost na pasażerów, więc nie dość, że zimno, to jeszcze wieje. Ja przy każdej dłuższej trasie czuje się jak sopel lodu, a pozostali pasażerowie wyglądają na totalnie niewzruszonych faktem, że wieje i mrozi. Może zabrzmi to komicznie, ale weźcie ze sobą kurtki, albo bluzy do kraju, w którym normalnie jest 40 stopni.
Połączenia budynku od metra, czy tramwaju, z budynkiem centrum handlowego to często spacer na 10 minut. Oczywiście w klimatyzowanych tunelach, z ruchomymi "chodnikami", takimi jakie można spotkać na lotnisku. Z lewej strony takiego chodnika idziemy, a z prawej stoimy. Ta sama zasada, co na ruchomych schodach, ale niekoniecznie się do tego ktokolwiek stosuje i często lepiej wybrać zwykłą część korytarza, by nie przepychać się przez stojących na ślimaku ludzi. Nie mniej jednak rzecz bardzo przydatna i poza godzinami szczytu może znacznie przyspieszyć podróż przez te długie tunele.
Na Dubai Marina możecie też na tym samym bilecie popłynąć promem wzdłuż kanału. Za jeden przystanek zapłaciłam 5AED, a za dwa- 11. Jest to fajna opcja, jeśli macie ochotę za małe pieniądze popływać po kanale. Można również wybrać się promem RTA na Wyspę Palmową, jednak ta przyjemność kosztuje już 50 AED. Mimo, może się wydawać, wysokiej ceny jak za komunikację miejską, ta wycieczka jest dalej cztery do pięciu razy tańsza, niż wykupione przejazdy u innych firm, a przecież widzicie dokładnie to samo.
W Abu Dhabi natomiast poruszałam się tylko i wyłącznie autobusami. Poza kilkoma potknięciami na początku, gdzie nikt na stacji nie potrafił mi powiedzieć gdzie jest mój przystanek i jaki bilet powinnam kupić, to transport działa całkiem sprawnie. Bilet kupujecie w maszynie z napisem TICKETS, a nie u Pana przy ladzie, bo on tam wyrabia tylko takie karty stałe, ze zdjęciem i tylko jeśli macie lokalny dowód osobisty. Następnie musicie wyjść bokiem dworca, by trafić na przystanek autobusu miejskiego, a nie podmiejskiego, czy międzymiastowego.
Transport tutaj to w głównej mierze autobusy. Możecie się łatwo zorientować w transporcie dzięki mapce zamieszczonej na stronie komunikacji miejskiej. Nie ma na niej co prawda zaznaczonych przystanków autobusowych, ale tu na pomoc przyjdą Wam już kierowcy, albo Google Maps.
Również ceny za przejazd są zupełnie inne. Bardzo się zdziwiłam, kiedy Pan, który pomagał mi kupić bilet, powiedział, że doładowanie za 10 AED w zupełności wystarczy, bym mogła jeździć przez cały dzień. Okazało się, że miał rację, bo jeden przejazd kosztuje 2AED. Kto by pomyślał, że ceny w stolicy będą niższe, niż w Dubaju.