Mój czas na emigrację!

19:59

Kto by pomyślał, że kiedyś i na mnie przyjdzie czas, żeby wyjechać za granicę w poszukiwaniu szybkiego zarobku. Z faktu, że w tym roku w Polsce sobie tylko dorabiałam, a więcej wydawałam niż zarabiałam, to odłożyłam tylko niewielką kwotę na spełnianie marzeń w wakacje. Trochę się zastanawiałam jak to będzie, ale los sam postanowił rozwiązać tą sprawę i tak się sprawy potoczyły, że skończyłam z przymusową przerwą na studiach. Na początku oczywiście załamka, ale momentalnie świat zaczął mi pokazywać, że tak właśnie miało być. Ludzie, którzy znają kogoś, kto zna kogoś, kto mi poszuka pracy w Norwegii, kto mnie przenocuje w Indiach, mnóstwo wolontariatów. Niestety w Norwegii przestój, więc po wędrówkach po biurach podróży w Gdańsku zdecydowałam się na Holandię, bo dostałam tam jedyną sensowną propozycję pracy. Wysłałam CV, a za dwa dni telefon, bym przyszła na rekrutację i podpisała umowę. W ten sposób, w ciągu tygodnia wszystko zostało załatwione, podpisane i w sobotni wieczór znalazłam się pod McDonaldem w Lesznie czekając na busa. Za busa zapłaciłam 70 euro w jedną stronę. Po moich mało dokładnych obliczeniach wychodzi w miarę korzystnie i nie musiałam wykładać tej kwoty z góry, zostanie odciągnięta z mojej pierwszej wypłaty (tak samo jak ubezpieczenie i opłata za domek za 3 tyg., więc może wystarczy mi na chleb i jedzenie dla kota).




Wsiadam do busa, a kierowca został obrzucony setką pytań od mojego taty. Bardzo dobrze, czuj się przerażony kolego, wieziesz Wasiołkę! Jednak dużo czasu nie minęło, a to ja czułam się przerażona. Dawno nie czułam potrzeby łykania aviomarinu, ale teraz stanowczo by się przydał. Szarpał jak mało kto, a do tego patrzę, a on pisze sobie smsy! Zaraz pali fajkę w aucie. Matko, dlaczego? Czy ja mam tutaj zginąć? Dobrze, że jechaliśmy w nocy, bo przynajmniej szybko poszłam spać i obudziłam się dopiero o 2, kiedy przerzucali ludzi z busa do busa. Totalna roszada, ale mi na szczęście nie kazali się z niego ruszać. W tym momencie do busa wsiadł typowy pretensjonalny Polaczek z blokowiska. Matko, tylko żebym trafiła na kogoś normalnego, bo z takim to nie wytrzymam. Na szczęście znowu zasnęłam i obudziłam się o 8, kiedy to dojechaliśmy już na miejsce. Kierowca wyrzucił nasze bagaże na błoto, powiedział, że kierowniczka wie, że czekamy i pojechał w siną dal. My tu w środku lasu, nikt nie przyjeżdża, ale po kilku telefonach i ponad 40 minutach czekania wreszcie jest! Przyjechał bus! Okazało się, że te 40 min to on jechał jakieś 10 metrów i że w sumie, to szybciej byśmy doszli pieszo do domków, nawet zabierając bagaże na kilka rat. Zabrał nas do biura i rozlokował do domków. Mi trafił się taki świeżo wyczyszczony, w którym nikt jeszcze nie mieszka, dlatego wybrałam najładniejszy i największy pokój! Domki typowo letniskowe, ale standard stanowczo wyższy niż na campie. Fajny salon, wygodne łóżka i łazienka bez grzyba. Jeden pokój tylko mnie przeraża, bo jest mniejszy niż jakaś kajuta na statku. Szybko przypałętała się też do mnie pierwsza współlokatorka!






Rozpakowałam się, śniadanko i lecę biegać, żeby trochę ogarnąć okolicę. Wkoło same lasy i stadniny, najbliższy sklep oddalony o jakieś 40 min, więc nawet tam nie dotarłam. Mimo wszystko bardzo uroczo, typowy krajobraz holenderski, włącznie z tym, że nawet chodników nie ma, same ścieżki rowerowe. Po moim powrocie wpadłam akurat na chłopaków. Uf! Pierwsze wrażenie całkiem okej, wydają się być w porządku, a do tego od razu zgodzili się na koty w domu. Ich szczęście, bo musieliby spać na dworze, gdyby stwierdzili coś innego. Okazało się, że kotów jest kilkadziesiąt, nowe się rodzą, urodziły, albo ‘tworzą’. Tworzą się najczęściej pod Twoim oknem w momencie jak Ty pijesz swoją poranną kawę. Poza kotami jest basen, boisko do kosza, siatkówki i piłki nożnej. Więc trochę jak na jakimś letnim obozie, jest co robić.





 Wieczorem posiedzieliśmy sobie z chłopakami, ale szybko się zwinęłam, bo rano czeka mnie wycieczka po numer sofi, czyli taki numer, który ma każda osoba pracująca w Holandii. Ja się kładę spać, a chłopacy mnie budzą w środku nocy, bo im się budyniu zachciało, a gdzieś jest przecież u mnie w pokoju! Przebaczyłam i wróciłam do spania, a rano o 8 wyruszyłam po sofi. Jechaliśmy 1.5h, nie pamiętam, bo przespałam. Sama procedura wyglądała tak, że dałam im tylko mój paszport i później wróciłam do okienka po dokument z numerem. Oczywiście Pani miała problem z moim nazwiskiem, ale przynajmniej trochę się pośmiałyśmy, a Pani pouczyła się polskiego. W drodze powrotnej wskoczyliśmy do Jumbo, czyli sklepu sieciówki, dosyć tanio, ale nie najtaniej. I tak kupiłam tylko najważniejszą rzecz silnej i niezależnej kobiety, czyli karmę dla kotów.




Po powrocie szybki obiad i lecimy do Ede. W Ede są sklepy i McDonald, czyli źródło internetu do wrzucania postów, bo tutaj dalej jest awaria i nie ma dostępu do sieci. Chłopacy spytali, czy jadę z nimi na gapę pociągiem, tylko trzeba tam dojść pieszo 20 minut przez lat. Spojrzałam krzywo i stwierdziłam, że złapię stopa i zawiezie nas chociaż na stację. Na co oni spojrzeli krzywo. Stopa? Dla 3 osób? W tym lesie? Minęły może 2 minuty, przejechał jeden samochód i… zatrzymał się i zawiózł nas do samego Ede. Kto jest mistrzem stopa? Weszliśmy do sklepu i zakochałam się. Urządziłabym tam pół mieszkania. Pełno dekoracji za grosze. Coś co w Polsce kosztowałoby dobre 20 zł, tutaj kupiłam za 3. Co jednak było najlepsze? Zawsze chciałam longboarda, ale w Polsce nawet byli jaki trochę kosztuje, a tutaj znalazłam idealny kształt za 25 euro! Od teraz przemierzałam miasto już na longu. Chłopacy zatrzymali się w coffee shopie, a ja dojechałam na dworzec. Wracaliśmy już pociągiem, tak, na gapę. Jak jeździ się bezpiecznie na gapę? Przechodzisz cały pociąg szukając pana, który sprzedaje bilety. Jeśli go znajdziesz, to kupujesz, jeśli nie, to ubolewasz nad tym, że chciałeś uczciwie zapłacić 3 euro za bilet, a nie możesz. My jedziemy tylko jedną stację, więc nie ma z tym większego problemu. Później trzeba przedrzeć się przez las i dotrzeć do naszego obozu. Chociaż myślałam, że ta droga przez las się nie skończy!








Zobacz również

0 komentarze