Philadelphia
00:59
Po tym jak w środku nocy wysiedliśmy w
centrum miasta, bez mapy, bez internetu i bez jakiegokolwiek pomysłu (nie wiem
jak kupowaliśmy te bilety, że nie ogarnęliśmy zupełnie, że na miejsce
dojedziemy o 2 w nocy) zaczęliśmy się rozglądać, szukając pomysłu co mamy ze
sobą zrobić. Ja w głowie miałam pustkę, ale dostrzegliśmy coś, co miało szansę
być dworcem. Nadzieja na nocleg znikoma, ale zawsze. Nawet jeśli by wyszło, że
to dworzec, to niestety, ale Boston nauczył mnie, że dworce są zamykane na noc.
Nie mamy jednak nic do stracenia, więc ruszamy w tym kierunku. Mniej więcej w
połowie drogi Wojtek zorientował się, że nie ma telefonu. Szum, krzyki, płacz i
biegnie do miejsca, gdzie wyrzucił nas kierowca autobusu. Chwila napięcia, w
głowie już myślimy co zrobić, jak go znaleźć, czy mamy numer na tego busa.
Minęła chwila i Wojtek wrócił do nas już z uśmiechem, bo jak się okazało...
telefon miał cały czas przy sobie. No ciapo!
Skoro jednak to miasto zaczęło się od takiego szczęścia, to dalej będzie tylko lepiej. No i tak też było. Ściskam klamkę dworca, a drzwi... otworzyły się przede mną jak wrota do niebios! W środku ciepło, jasno, a do tego duuuuże ławki, na których można się dobrze wyspać. Poczułam się ‘prawie’ jak w przytulnym hotelu! Rozłożyliśmy się na pierwszej ławce, tuż przed nosem policjantów. Przez chwilę myślałam, że nas wyrzucą, ale chyba zorientowali się, że nie jesteśmy żulami, tylko małymi podróżnikami (chociaż nie wiem czy jakoś specjalnie odróżnialiśmy się pod względem wyglądu od tych pierwszych). Wszystko co dobre szybko się kończy, więc z samego rana ci sami policjanci zaczęli dosyć brutalnie budzić chłopaków, za to mnie delikatnie popukali w ramię i poprosili, żebym wstała. Taka drastyczna pobudka raczej mi nie zrobiła dobrze, ale oczy trzeba otworzyć. Okazało się, że w nocy mogliśmy spać, ale nad ranem jest tu już dużo ludzi i to po prostu źle wygląda. Wygramoliliśmy się więc z naszych śpiworków i zaczęliśmy myśleć co zrobić z plecakami. Żeby przechować bagaż na dworcu trzeba okazać bilet na pociąg. Najtańszy bilet na pociąg to cena około 6$. Problem pojawia się jednak w momencie, kiedy pani w kasie wie, że tym pociągiem nie pojedziesz, bo tak naprawdę chcesz zostawić tylko plecak. Do tego widzi, że Twoja wiza wygasa za kilka dni i zasadniczo zaraz będziesz nielegalnie w kraju (no żeby tylko ja jedna!). Nie do końca wiem co ona zrobiła, ale tak pokombinowała, że dostałam jakiś bilet, który tak naprawdę nie istniał, zapłaciłam tylko za jeden i miałam jak najszybciej sobie pójść. Dziecko szczęścia kocha Amerykę ciąg dalszy! Tylko pan w przechowywalni nie był chyba już tak szczęśliwy, bo łapał się za głowę, jak musiał przenieść nasze plecaki. 'Co wy tam nosicie, cały dobytek?' hm, no mniej więcej proszę pana, dorzuciliśmy jeszcze tylko trochę kamieni!
Okazało się, że miejsce, o którym tak mało wiedzieliśmy ma w sobie super rzeczy, a przede wszystkim Rocky'ego! Kto oglądał film, łapki w górę! Tak więc pierwszym miejscem, do którego się wybraliśmy były schody właśnie z tego filmu. Każdy obowiązkowo się przebiegł i zrobił sobie fotkę na skaczącego Rocky'ego. Jeśli się zastanawiacie, czy schody cieszą się popularnością u biegaczy, to tak, jest ich dosyć sporo. Oczywiście mnóstwo z nich ćwiczy i próbuje pobić rekord. Mi jednak do spełnienia wystarczyło, że przebiegłam kilka schodków(ciężko się biega z tak podwyższoną masą ciała…). Tuż obok słynnych schodów znajduje się ogromny posąg Rocky'ego. Zdjęcie oczywiście obowiązkowe!
Przed i po trochę pobłądziliśmy, bo całe miasto było przygotowywane na wizytę papieża, dlatego sporo ulic było po prostu zamkniętych. Jak dla mnie wyszło nam to i tak na dobre, bo w takich momentach zawsze napotkasz na coś, czego nie znajdziesz w przewodnikach. Dla mnie w Filadelfii są to przepiękne murale. Nigdzie o nich nic nie przeczytałam, a znajdziecie je tu na każdym kroku. Do tego nie są to zwykłe malunki, tylko niesamowite dzieła sztuki. Takie, że szczęka opada, naprawdę! Do tego trafiliśmy na coś z typowo amerykańskiego filmu, a mianowicie na sklep ze zwierzakami. Tak właściwie to była siedziba do adopcji, ale witryna wyglądała jak w Beethovenie (mam bernardyna, widziałam ten film sto razy, wiem co mówię). Widzicie to oczami wyobraźni? Witryna, za szybą wybiegi, a w nich małe pieski i kotki. No wzięłabym je wszystkie! Niestety chłopacy stanowczo mi zabronili i siłą odciągali od witryn. Poza tym po Filadelfii warto pospacerować, bo ma fajne klimatyczne ulice. U nas taki spacer skończył się kolejną sceną z filmu (może to znak, że powinniśmy coś jednak tam nagrać). Tak oto całkiem przypadkiem, niewinnie przechadzając się jakąś małą uliczką staliśmy się świadkami, jak policjanci wyciągają z domu jakiegoś kryminalistę, rzucają go na maskę auta i zakuwają w kajdanki!Później pakują do auta po czym... urządzają sobie bardzo luźną pogawędkę. Zero spiny, brakowało im tylko donatów to pełnego obrazu amerykańskiego gliniarza.
Co jeszcze warto zobaczyć w Fili? My
polecamy park i most obok Muzeum Produkcji Monet(tłumaczenie własne, uruchomcie
lepiej Google dla pewniejszego info). Można fajnie tam odpocząć, podziwiać
widoki i zebrać trochę sił na dalsze zwiedzanie. No i oczywiście samo muzeum
też polecamy. Jedyne takie miejsce w Stanach, gdzie można na własne oczy
zobaczyć historię centów i dolarów, a także z góry popatrzeć na produkcję
monet. Tyyyyyyyyle kasy. Wejście darmowe, a do tego panowie z ochrony przemili,
służą pomocą i potrafią już powiedzieć 'cześć'! Z racji tego, że nie zobaczycie
tego nigdzie indziej koniecznie musicie to sprawdzić. Niestety robienie zdjęć
jest zabronione, chociaż znając Wojtka, to i tak strzelił jakieś foty (myślę,
że nawet zdjęcie Konstytucji gdzieś ukrywa).
Do tego polecamy wygooglować centra handlowe (nam pokazało aż dwa) i przejść się tam na zakupy. W jednym tanio zjecie, a w drugim tanio kupicie pamiątki dla rodziny i znajomych (ciii, nikt nie musi wiedzieć, że wydaliście na niego tylko dolara, liczy się gest, co nie?). Właśnie taki tani sklep znaleźliśmy w jednym z centrów. Było tam dosłownie wszystko. Od ubrań, przez Krainę Lodu (w sumie, to głównie ona tam była) i wyposażenie domu, do sztucznej krwi za dolara. Nic, tylko wydawać pieniądze! Kiedy już je wydacie na rzeczy, których wcale nie potrzebujecie, to możecie powoli kierować się w stronę dworca. Zachód słońca w tym mieście wygląda cudownie, a jeśli wieczorem będziecie kierować się z centrum w stronę dworca, to powinniście się na niego załapać. Myślę, że był to jeden z piękniejszych zachodów jakie widziałam, co nawet mnie dziwi.
Chciałam Wam jednak wspomnieć o czymś innym, nie o zachodzie. Kiedy będziecie szli przez wiadukt, to z lewej strony zobaczycie sklep. Nie rzuca się w oczy, trzeba zejść po stromym zboczu, żeby z tego wiaduktu się tam dostać, ale stanowczo warto. Jest to sklep z organiczną żywnością, którego pracownicy są szaleni. Każdy wygląda jakby dopiero co wrócił z Woodstocka, wszyscy się cieszą, a właściciel krzyczy, że jeśli już stoisz w kolejce (długiej na jakieś dobre 20 metrów, która ciągnie się przez cały sklep i której koniec wskazują... drogowskazy!) to nie płacz, nie musisz z niej wychodzić, on chętnie przyniesie Ci to, o czym zapomniałeś! Niesamowity klimat, ale polityka sklepu zabrania robienia zdjęć. My oczywiścia i tak je mamy (gdzieś…). Myślę, że Wojtek może spokojnie robić za jakiegoś detektywa, albo paparazzi. Stoi metr ode mnie, a ja nie widzę, że robi zdjęcia. Po wizycie w tym sklepie możecie się już ze spokojem udać na dworzec. My tak właśnie zrobiliśmy. Odebraliśmy bagaże i z trzęsącymi się rękami wsiedliśmy do busa do Nowego Jorku. O matko, wreszcie zobaczę Statuę!
Do tego polecamy wygooglować centra handlowe (nam pokazało aż dwa) i przejść się tam na zakupy. W jednym tanio zjecie, a w drugim tanio kupicie pamiątki dla rodziny i znajomych (ciii, nikt nie musi wiedzieć, że wydaliście na niego tylko dolara, liczy się gest, co nie?). Właśnie taki tani sklep znaleźliśmy w jednym z centrów. Było tam dosłownie wszystko. Od ubrań, przez Krainę Lodu (w sumie, to głównie ona tam była) i wyposażenie domu, do sztucznej krwi za dolara. Nic, tylko wydawać pieniądze! Kiedy już je wydacie na rzeczy, których wcale nie potrzebujecie, to możecie powoli kierować się w stronę dworca. Zachód słońca w tym mieście wygląda cudownie, a jeśli wieczorem będziecie kierować się z centrum w stronę dworca, to powinniście się na niego załapać. Myślę, że był to jeden z piękniejszych zachodów jakie widziałam, co nawet mnie dziwi.
Chciałam Wam jednak wspomnieć o czymś innym, nie o zachodzie. Kiedy będziecie szli przez wiadukt, to z lewej strony zobaczycie sklep. Nie rzuca się w oczy, trzeba zejść po stromym zboczu, żeby z tego wiaduktu się tam dostać, ale stanowczo warto. Jest to sklep z organiczną żywnością, którego pracownicy są szaleni. Każdy wygląda jakby dopiero co wrócił z Woodstocka, wszyscy się cieszą, a właściciel krzyczy, że jeśli już stoisz w kolejce (długiej na jakieś dobre 20 metrów, która ciągnie się przez cały sklep i której koniec wskazują... drogowskazy!) to nie płacz, nie musisz z niej wychodzić, on chętnie przyniesie Ci to, o czym zapomniałeś! Niesamowity klimat, ale polityka sklepu zabrania robienia zdjęć. My oczywiścia i tak je mamy (gdzieś…). Myślę, że Wojtek może spokojnie robić za jakiegoś detektywa, albo paparazzi. Stoi metr ode mnie, a ja nie widzę, że robi zdjęcia. Po wizycie w tym sklepie możecie się już ze spokojem udać na dworzec. My tak właśnie zrobiliśmy. Odebraliśmy bagaże i z trzęsącymi się rękami wsiedliśmy do busa do Nowego Jorku. O matko, wreszcie zobaczę Statuę!
0 komentarze