Zalipie

18:48

Są takie miejsca na świecie, o których nie piszą w przewodnikach, a dowiedzieć się możecie o nich pocztą pantoflową. Mniej więcej tak dowiedziałam się o malowniczej (dosłownie!) wiosce Zalipie. Dodatkowo do odwiedzin zachęciło mnie wideo na jednej ze stron na FB, ale argumentem decyzyjnym był Girish, który wreszcie odwiedził Polskę (o tym też poczytacie, obiecuję!)



Zalipie to mała wieś położona w województwie małopolskim, gmina Olesno (ważna sprawa, bo GPS pokaże Wam z piętnaście innych wiosek o tej samej nazwie). Na pierwszy rzut oka wygląda jak każda inna wieś w pobliżu, ale gdy zaczniecie się rozglądać na prawo i lewo zobaczycie zdobione domy, studnie, ganki i mnóstwo innych rzeczy.



Od czego to się tak naprawdę zaczęło? Od malowania wapnem ścian w zakopconych izbach. Później przerodziło się to w malowanie wzorów na ścianach, na piecach, aż przeniosło się na zewnątrz domu i zaczęto malować też otoczenie. Oficjalnie jednak za pomysłodawczynię tego zdobienia uznaje się Felicję Curyłową. Promowała ona Zalipie w konkursach w kraju, jak i za granicą. Po śmierci Felicji okazało się, że malarek jest o wiele więcej i to nie tylko w tej jednej wiosce, a kultura zdobienia nie umarła razem z nią, a trwa do dzisiaj.


Jednym z miejsc, które podobno warto odwiedzić jest zagroda Felicji, która obecnie działa jako muzeum. Niestety została w tym roku oddana do renowacji i nie można jej oglądać w środku, ale od zewnątrz dalej pokazuje swój urok.



Gdy jechaliśmy do Zalipia, to szczerze nie miałam od tego miejsca większych oczekiwań. Na zdjęciach wyglądało przepięknie, ale znajomi opowiadali, że więcej szumu, niż to warte. Być może dlatego ja wyjechałam z Zalipia bardzo zadowolona, bo nastawienie było mało wygórowane. Faktycznie nie każdy dom jest pomalowany, a wioska jest dosyć rozproszona. Lepiej poruszać się samochodem, a tylko co jakiś czas wysiadać, by przejść się na spacer pomiędzy większym skupiskiem malowanych chat. Świetną rzeczą jest pojawiająca się co jakiś czas mapa, która pokazuje nam, gdzie jeszcze możemy znaleźć domki, a gdzie takich nie ma. Do tego sami mieszkańcy są cudowni. Wpuszczali nas na swoje posesje, mogliśmy oglądać malowidła z bliska, a u jednej rodziny załapaliśmy się nawet na malowanie na żywo! Kobieta odnawiała jedno ze swoich pierwszych dzieł. Do tego można zakupić ręcznie robione pamiątki. Tak więc, czy warto? Ja uważam, że warto. Stanowczo nie jest to coś, co można często spotkać, a warto zobaczyć to miejsce, póki kultura malowania jeszcze tak obficie żyje. Chociaż widząc reakcje młodych osób na malowanie, myślę, że tak szybko się to nie skończy. Znacie może inne takie miejsca w Polsce?





 Girisha prosili o wpisy do lokalnych ksiąg pamiątkowych, kiedy słyszeli, że przyjechał z Mauritiusu.





Zobacz również

1 komentarze

  1. Słyszałam już sporo opinii na temat tej wioski, ale jak mówisz, że warto to muszę tam w końcu pojechać :) Super fotki :)

    OdpowiedzUsuń