Rushmore Mountain

20:06

Do podróżowania samochodem polecamy GPS w telefonie 'here' na Samsungi i Nokie. Nie potrzebuje  internetu (tylko do ściągnięcia map)  i nie rozładowuje superszybko telefonu (chyba, że GPS Wam go szybko rozładowuje).


Tak więc z tą aplikacją wyruszyliśmy w stronę Góry Rushmore, czyli czterech prezydentów wykutych  w skale. Każdy przynajmniej raz widział to gdzieś na filmie, albo na jakimś zdjęciu, a jeśli nie, to kim Wy jesteście?


GPS pokazuje, że przed nami 13 godzin drogi, ale nauczeni doświadczeniem z Niagary wiedziałyśmy, że zajmnie nam to trochę dłużej.
Podróż przez Stany to była jedna z rzeczy, które bardzo chcialam zrobić wybierając się tutaj. Dlatego, że poruszając się samochodem przez drogi i bezdroża Ameryki widzi się rzeczy, których nie widać podczas lotu samolotem.
Po drodze mijaliśmy przepiękne krajobrazy i stare farm y i takie, które ktoś już dawno opuścił. Minęliśmy kowboja na koniu i stada krów. Ameryka jest znana z szalonych ludzi z dziwacznymi pasjami. Toteż skoro takich ludzi pełno, to ich dzieła można też podziwiać przy drogach. Jeśli ktoś z Was czytał książkę 'Ameryka po kawałku', to możliwe, że kojarzy zdjęcie dinozaura prowadzonego na smyczy przez kościotrupa. No to ja to widziałam na własne oczy. Niesamowite jaki przypadek, że akurat trafiliśmy na tą samą drogę. Mijaliśmy też  wielkie metalowe kwiaty w wielkich metalowych wazonach, ogromnych drewnianych kowbojów, no w skrócie dużo dużych dziwnych rzeczy. Ci Amerykanie sąnaprawdę szaleni.


Po drodze zjechaliśmy z autostrady, żeby zatankować. Tym sposobem dotarliśmy na starą stację w martwym miasteczku. Klimat przedni, połowa rzeczy zardzewiała, a w środku trzy półki na krzyż i to do tego pomieszany spożywczy z produktami gospodarstwa domowego. Jak pojechało się dalej, to po drodze biegały wychudzone psy, wkoło opuszczone auta i samotny znak 'otel', bo M zjadło.


Do Góry Rushmore dotarliśmy trochę później niż planowaliśmy, bo o godzinie 17, ale na dworze dalej jasno. Wszyscy mówili, że to takie małe, że wielkie rozczarowanie, że nic nie widać i ledwo da się zrobić zdjęcie. Na całe szczęście dla nas okazało się być pozytywnym zaskoczeniem. Sztywnych prezydentów widać już z daleka  i to bardzo wyraźnie. Wjazd na parking 11$, ale samo wejście na Górę nic nie kosztuje. Hm, wejście na Górę to może za dużo powiedziane. Wchodzi się na taras widokowy pod Górą, wejście na samo Rushmore jest niemożliwe. Dodatkowo bilet na parking jest ważny do końca roku i można wjeżdżać nieskończoną ilość   razy.


teren pod Górą jest bardzo dobrze zorganizowany, nie jest to pustkowie , tylko teren z parkingiem, sklepem, restauracją, teatrem i toaletami-oczywiście.
Sztywni prezydenci są bardzo fotogeniczni, co zresztą widać na zdjęciu z czterema prezydentowymi ;)

Pani w okienku powiedziała nam, że o godzinie 21 zacznie się iluminacja, w związku z tym stwierdziliśmy, że pojedziemy zobaczyć inny monument, który znajduje się niedaleko, a tu wrócimy po prostu wieczorem.


Tym innym monumentem był Crazy Horse, który jest dopiero tak naprawdę tworzony i raczej już osobiście nie dożyję końca jego tworzenia. Z Crazy Horse wiąże śię  ciekawa historia walecznego Indianina, który chciał chronić swój lud przed białymi i ich chęcią do zagarniania ziem. Pomnik ten powstaje ku jego czci, ale też po to, by zrewanżować się za zniszczenie Góry Rushmore. Dodatkowo interesujący jest fakt, że do tworzenia tego pomnika poproszono Polaka, który zajmował się tworzeniem go przez 30 lat, a po jego śmierci jego praca jest kontynuowana.
Wyczytaliśmy, że wjazd tam kosztuje 28$ , trochę za dużo na nas, ale spróbować zawsze można.
Odległóść od Góry Rushmore to jakieś 10 minut drogi autem. Po drodze przebija się przez drzewa twarz Indianina, wjeżdża się na drogę w jego stronę, po czym po jakimś czasie pojawiają się budki, ale obok nich widać już całą górę. Niestety te 28$ okazało się być szczerą prawdą, więc co zrobiliśmy? Okazaliśmy wielką skruchę, spytaliśmy, czy możemy w takim razie wjechać i zawrócić  w najbliższym możliwym miejscu, bo przy budkach zawrócić się nie dało. I tym oto sposobem zobaczyliśmy Crazy Horse, strzeliliśmy fotkę i wróciliśmy do Rushmore Mountain.

 No cóż, iluminacja okazała się tylko zwykłym podświetleniem, które raczej sprawiało, że postacie stawały się bardziej niewyraźne, trochę przerażające, bez gałek ocznych i te sprawy. Białe plamy, niezbyt twarzowe. Pozbieraliśmy rzeczy, zjedliśmy kolację (dżem, masło orzechowe i bułka, co za zaskoczenie!) na parkingu i w drogę do Yellowstone.




Zobacz również

0 komentarze